Trzynaste, dwunaste, jedenaste i osiemnaste miejsce. Takie lokaty zajmował Michał Knapp w Indywidualnych Mistrzostwach Europy, jakie Polak zajmował w ostatnich czterech latach.
Do Texom European Ice Speedway Championship w Sanoku zostało już niewiele czasu. Napięcie w teamie pewnie rośnie. Jaki cel postawisz sobie przed zawodami?

Jestem bojowo nastawiony do tego turnieju. Liczę na to, że limit pecha wyczerpałem w Szwecji i teraz będzie tylko lepiej. Chciałbym w tym roku pokazać na co mnie stać i udowodnić, że Michał Knapp ma duszę wojownika, bo takim się czuję. Mam nadzieję, że kibice zobaczą, że coś w tym sporcie jednak potrafię jeszcze zdziałać.

W eliminacjach do mistrzostw świata w Örnsköldsvik zająłeś 14. miejsce. Mogło być zdecydowanie lepiej, gdyby nie wydarzenia z pierwszego biegu...

Tak, w moim inauguracyjnym wyścigu najechał na mnie Jesper Iwema, co spowodowało całkowitą destrukcję mojego nowego motocykla. Na pozostałą część zawodów musiałem więc przesiąść się na rezerwową maszynę, na której ścigałem się w zeszłym roku w Sanoku. Już wtedy widać było, że ten sprzęt nie spisywał się zbyt dobrze. Jechałem na tym motocyklu w sposób zachowawczy, a wiadomo, że taka jazda nie może przynieść niczego dobrego. Na domiar złego sędzia trochę mnie skrzywdził, pozbawiając w sumie dwóch punktów, co przesądziło o kiepskim końcowym wyniku.

Czy w takich momentach przychodzą chwile zwątpienia?

W tym roku jeszcze taka chwila nie przyszła i mam nadzieję, że się nie pojawi. Chociaż po tej kraksie z Jasperem Iwemą i uszkodzeniu sprzętu, wiedziałem, że te zawody się dla mnie skończyły. Jeśli pytasz o momenty zwątpienia, to takie miałem w zeszłym roku, po moim ostatnim wyścigu w Sanoku. Nic wtedy nie szło po mojej myśli, cały czas miałem tylko pod górkę. Miałem spore wątpliwości, czy kontynuować swoją przygodę z ice speedwayem. Ale ostatecznie postanowiłem próbować dalej. Z założenia sporty motorowe polegają na tym, że zawodnicy się ścigają i wyjeżdżają na tor, by wywalczyć jak najlepszą lokatę. Ja nie czerpię przyjemności z samego pokazania się przed publiką. To mija się z celem. To, że odczuwam zawód swoją postawą, jest naturalne. Wiadomo, że żaden z zawodników nie chce przyjmować na torze samych upokorzeń, tylko walczyć i zdobywać punkty. Ja do tej pory nie miałem odpowiedniego sprzętu, by skutecznie rywalizować z innymi. W tym roku. dzięki pomocy Polskiego Związku Motorowego oraz Macieja Polnego ze Speedwayevents.pl oraz moich sponsorów zakupiłem sprzęt, który mi pasuje i czuję się na nim dobrze. Jak już jednak wspomniałem, nie byłem w stanie zbyt wiele na nim pokazać. Ale jestem dobrej myśli.

Czyli dało się ten sprzęt uratować?

Mój sztab mechaników dzielnie pracował nad tym, by uszkodzony motocykl odbudować. Wszystko na szczęście jest na dobrej drodze. W Sanoku będę mógł ten sprzęt sprawdzić w boju i w końcu się wykazać. Liczę, że wyciągnę z tego motocykla tyle, ile będzie się dało i pozwoli to na skuteczną rywalizację z konkurentami.

Które miejsce zadowoli Cię więc w tegorocznych mistrzostwach?

To jest zawsze pytanie, na które najtrudniej mi się odpowiada. Wiadomo, że chciałoby się jak najwięcej. Cieszyłbym się z pierwszej ósemki, ale nie ma co ukrywać - stawka jest mocna i będzie z kim rywalizować. Każdy ma wysokie ambicje.

Kto w takim razie Twoim zdaniem jest faworytem do złota?

Myślę, że Luca Bauer będzie chciał się odgryźć Franzowi Zornowi i odebrać mu tytuł. Na pewno tę dwójkę widzę również i w tym roku na podium. Kto będzie trzeci? Trudno powiedzieć, choć pewnie Szwed Jimmy Olsen również należy do faworytów.

Pierwsze kroki w ice speedwayu stawia także twój brat, Miłosz. Jak przebiega jego rozwój?

Tak, Miłosz również połknął bakcyla. W tym roku podczas dwóch weekendów mieliśmy okazję wspólnie potrenować. Dostrzegam w nim potencjał. Jeździ rozważnie, z głową i pomysłem. Wiadomo, że treningu to coś innego niż jazda w zawodach, ale wydaje mi się, że już teraz poradziłby sobie, jadąc spod taśmy w czwórkę. Jeśli będzie miał okazję, by trochę więcej potrenować, to spokojnie będzie mógł rywalizować w zawodach rangi mistrzostw Europy.

Czy zatem doczekamy się braterskiego duetu na wspólnych zawodach?

W tym sezonie raczej nie, ale być może uda się w przyszłym. Najpierw będziemy chcieli bratu załatwić klub, by mógł podpisać kontrakt, a także podejmiemy rozmowy z Polskim Związkiem Motorowym na temat licencji dla Miłosza. Na pewno będziemy się starali o udział w jakimś turnieju i niewykluczone, że wkrótce spotkamy się razem na torze.

Nikt jeszcze nie skomentował. Bądź pierwszy!

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. rzeszow112.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.